Nie oni mają myśleć, czemu
Oni mają iść i umrzeć.


Alfred lord Tennyson, 1809-1892

Normandia, maj 1944

     "Neptun", faza szturmu operacji "Overlord", inwazji na Normandię, przygotowana została z ogromnym rozmachem. Jej plany miały grubość 5 centymetrów. Sama lista amerykańskich oddziałów - było ich tysiąc czterysta - zajmowała trzydzieści jeden stron. W dniu D, na brzeg Normandii miało wyjść ponad pięćdziesiąt siedem tysięcy Amerykanów i siedemdziesiąt pięć tysięcy Brytyjczyków i Kanadyjczyków - wraz z uzbrojeniem, transporterami, amunicją i zaopatrzeniem. Tysiące alianckich spadochroniarzy i szybowników miało wylądować poza plażami.
     W Zatoce Sekwany wyznaczono punkty lądowania pięciu zgrupowań bojowych. Rejon ten podzielono na strefę ataku Amerykanów na zachodzie (plaże "Utach" i "Omacha") oraz strefę brytyjską i kanadyjską na wschodzie (plaże "Gold" "Sword" i "Juno").
     W początkach maja 1944 roku, miesiąc przed atakiem, amerykański komandor marynarki John D. Bulkeley, wyróżniony Medalem Kongresu i licznymi odznaczeniami za zasługi w dowodzeniu łodziami torpedowymi na początku wojny na Pacyfiku, przybył do Anglii zaledwie dwa tygodnie wcześniej. Jego eskadra łodzi torpedowych zajmowała się przewożeniem szpiegów do okupowanej Francji.
     Teraz w kwaterze głównej, brytyjski kapitan marynarki przekazał Bulkeleyowi rozkazy. Miał on przekroczyć kanał pod osłoną nocy w łodzi torpedowej i razem z dwoma mężczyznami przekraść się na lażę o kryptonimie "Utah". Bulkeleyowi powiedziano jedynie że ma wyjść na brzeg na ściśle wyznaczonym odcinku wybrzeża Normandii i przynieść po wiaderku piasku zebranego co 50 metrów.
      - Jakieś pytania? - zapytął Brytyjczyk.
      - Nie, sir - odparł Bulkeley.
      Wracając do Dartmouth, Bulkeley myślał o akcji. Był to najdziwniejszy rozkaz, jaki dostał w życiu. Może brytyjski oficer uległ przedinwazyjnemu napięciu. A może była to klasyczna misja samobójcza, ponieważ Niemcy wiedzieli, iż wkrótce nastąpi inwaza i byli w pogotowiu na całym wybrzeżu kanału.
      - To zdumiewające, że nasi dowódcy ryzykują cenną łódź torpedową dla odrobiny cholernego francuskiego piasku - powiedział Bulkeley zaufanym. - Autor tego planu to jakiś postrzeleniec!
     rzydzieści dwie godziny później, o drugiej w nocy, w martwej ciszy, łódź Bulkeleya rzuciła kotwicę w Zatoce Sekwany, jakieś 500 metrów od plaży. Wślizgnąwszy się bezszelestnie do gumowej łódki, komandor i dwoje jego ludzi zaczęli wiosłować. Ich twarze były pomalowane na czarno, wszyscy nosili czarne ubrania. Po dotarciu na miejsce Amerykanie przystanęli i zaczęli nasłuchiwać: jedynym dźwiękiem było miękkie chlupotanie fal. Zaden z nocnych intruzów nie miał broni; oficjalnie bowiem pełnili misję ratunkową - szukali zestrzelonych pilotów. Ale Bulkeley i jego toważysze zdawali sobie sprawę, że jeśli zostaną schwytani, to zajmie się nimi gestapo. Jako szpiedzy będą rozstrzelani.
      Spacerując wzdłuż plaży w ciemności, Bulkeley zaczął sypać piasek do dwóch wiaderek, następnie zaniósł je do łódki. Postępując po swoich śladach, powtórzył operację. Około 100 metrów od łódki napełnił ostatni kubełek. Nagle ciemna postać, w stalowym hełmie i z karabinem, wyrosła przed Bulkeleyem i oświetliła jego twarz latarką.
      Bulkeley wiedział, że to niemiecki strażnik i że w pobliżu, bez wątpienia, są jego koledzy. Komandor miał do wyboru: albo obezwładnić Niemca, albo stanąć przed plutonem egzekucyjnym. Silny Amerykańin, bokser w drużynie akademii marynarki, sypnął mokrym piaskiem z wiaderka w twarz Niemca. Następnie, jak kot rzucił się na strażnika i powalił go na plecy.
      Wskoczywszy na Niemca, Bulkley zaczął go dusić. Gdy wartownik osłabł, Amerykanin szybko pobiegł do łodzi. Sprawdziwszy pośpiesznie, czy wszystkie wiaderka są na pokładzie, Bulkeley i jego ludzie zaczęli w szalonym tępie wiosłować w stronę czekającego okrętu. Kilka minut później jednostka ruszyła i skierowała się do Dartmouth.
     - Teraz wiem, że ten brytyjski kapitan to wariat! - wymamrotał Bulkeley do swojej załogi.
      Minęły miesiące, zanim Bulkeley poznał przycyzny dziwnej misji, z której jak sądził, mógł nie wrócić. Już po wybraniu plaż na lądowanie, naukowiec-uciekinier z Francji, podający się za znawcę regionu, zaskoczył strategów niespodziewaną informacją: wybrzeże znane jako plaża "Utah" składa się głównie z torfu, przykrytego cienką warstwą piasku. Jeśli ta szokująca wiadomośc okazała by się prawdziwa, czołgi i pojazdy zapadły by się podczas przejazdu przez plażę w Dniu D. Próbki piasku przywiezione przez Bulkeleya uspokoiły alianckich dowódców.


U.S. Navy records of episode, 1944, National Archives, Waszyngton.
oraz
Wywiad Williama Breuera z kontradmirałem (w st. spoczynku) Johnem D. Bulkeleyem


POWRÓT