"Unia Europejska jaka jest każdy widzi" napisałby pewno ksiądz Chmielowski gdyby żył współcześnie. Podobnie rzec można o naszej, Polaków, wiedzy na temat Unii. Osiatnie sondaże mówią, że 67% Iudzi w Polsce nie jest w stanie padaać definicji UE i nic nie wie na temat naszych starań o członkostwo w niej. Chociaż prawie wszyscy politycy znaczących sił politycznych w Polsce są euroentuzjastami, a niezależnych mediów ponoć u nas nie ma, to infarmacje, które do nas docierają za pośrednictwem prasy, radia i telewizji nastrajają eurosceptycznie.
     Nazwa unia europejska odnosi się do stuktury politycznej określonej. Traktatem z Maastricht z roku 1992 z późniejszymi modyfikacjami. Tej struktury politycznej nie wolno mylić z różnymi koncepcjami, dotyczącymi sfery duchowej, kulturowej (Europa Ojczyzn, Europejska Wspólnota Ducha). Moim zdaniem wejście Polski do Unii Europejskiej nie będzie dla nas korzystne, a nawet może stworzyć szereg zagrożeń. Oznacza bowiem utratę znacznej częśei naszej suwerenności. Odnosi się to nie tyIko do ważnych spraw gospodarczych i prawnych, ale oznacza zagrożenie całej sfery religijno -moralnej. Wynikać ono będzie nie tylko z promocji wzorów obyczajowych, ale również - a może przede wszystkim - z aktów ustawodawezych. Dapuszczalność abareji i eutanazji, akceptacja uprawnień homoseksualistów do zawierania "małżeństw" i adopcji dzieci, to tylko niektóre przykłady spraw mających szansę na stanie się normą w całej Unii. Wchodząc do Unii będziemy zmuszeni do przyjęcia w Polsce takiega prawa - sprzecznego z chrześcijańskim systemem wartości.
     Wejście do Unii oznaczać będze otwarcie drzwi systemowi globalnemu, w kiórym "prawdziwy" wymiar natury ludzkiej ma być określony przez finanse i w którym wszystko staje się przedmiotem handlu. Już dziś "procesy akcesyjne" oznaczają dla Polski ograniczenie produkcji przemysłowej i rolnej, likwidacje licznych przedsiębiorstw i gospodarstw rolnych. Polska jest z punktu widzenia gospodarki olbrzymim rynkiem zbytu Kraje unii eksportują do naszego kraju znaczną część swej nadwyżki handlowej. Po tak rozwiniętych państach jak USA, Szwajaria, Japonia - Polska jest czwartym co do wielkości eksportu partnerem Unii. Nasz deficyt handlowy z Unią wynosi około 8 mld euro. Niezależnie od kondycji naszej gospodarki, notowań złotego, stóp procentowych itp. nadwyżka w handlu z Polską udowadnia, że jesteśmy potrzebni Unii Europejskiej. W interesie krajów "15" jest utrzymanie w krajach kandydujących możliwie jak najdłużej deficytu handlowego. Ujemny bilans tych państw w stosunku do UE wpływa na złagodzenie ich stanowisk negocjacyjnych, ustawia te kraje w pozycji "zależaego petenta". Obecna sytuacja polskiej gospodarki jest korzystna dIa Brukseli. Dlatego rokowania z Warszawą nie ulegają przyspieszeniu, lecz spowolnieniu.
     W trwających negocjacjach mamy niewiele kart przetargowych. To, na czym Unii najbardziej zależało - dostęp ich towarów na rynek polski bez bariery celnej - uzyskała w tzw. układzie stowarzyszeniowym ratyfikowanym przez Polskę w 1992 roku. Qddaliśmy rynek za obietnicę, że gdzieś około 2000 roku zostaniemy przyjęci do elitarnego klubu. Ostatnie wydarzenia potwierdziły nawet, że może to być rok 2004 lub późniejszy.
     Ciemną stroną "procesów akcesyjnych jest realizowanie ich z naruszeniem procedur demokratycznych. Tysiące obcych aktów prawnych i przepisów przyjmowane są bez odpowiednich procedur parlamentarnych (na których opiera się stanowienie prawa), bez analizy zgodności z naszym interesem narodowym, a nawet bez tłumaczenia dokumentów na język polski.
     Nie mogę być zwolennikiem "federacji", w której z narodu - podmiotu robi się przedmiot, rejon anonimowej wspólnoty ekonomicznych interesów. Buduje się praktycznie wszystko na pieniądzu, od którego powoli staniemy się w pełni zależni. Stracimy więc stopniowo niepodległość i prawo do samostanowienia o swoim losie, niepodległość, o kiórą tyle pokoleń walczyło. I oddamy ją komu? Nawet nie wiemy, bo kapitał jest anonimowy, a krach finansowy z listopada 1997 roku, którego ofiarą padły głównie cztery państwa azjatyckie jest chyba dowodem aż nadto wystarczającym kolasalnej i destrukcyjnej siły tej kosmopalitycznej struktury.
     Warto tu przypomnieć chociażby ubiegłoroczną dymisję całej Komisji Europejskiej - faktycznego rządu UE - tzn. dwudziestu komisarzy pod kierownictwem Jacques'a Santera. Zostali zmuszeni do odejscia po tym, jak specjalna Komisja Parlamentu Europejskiego potwierdziła zarzuty nepotyzmu, niegospodarności, defraudacji i innych nadużyć.
     Niepokojący jest fakt "bratniej" ingerencji poprzez bojkot i sankcje, pod pozorem obrony demokracji, w wewnętrzne sprawy krajów członkawskich. Przed rokiem spotkało to Austrię, gdy prawica przejęła tam władzę,(chociaż niektóre wypowiedzi Jorga Haidera muszą budzić zdecydowany sprzeciw), a obecnie niektórzy przywódcy Unii rozważają ewentual sankcje wobec Włoch po zwycięstwie centroprawicy Silvio Berluscioniego.
     Nasuwa się zatem pytanie dlaczego kierownictwo Unii wyolbrzymia rzekome zagrożenia ze strony prawicy, a lekceważy niebezpieczeństwa wynikające ze strony ugrupowań komunistycznych, lewicowych czy skrajnie liberalnych?
     Bardzo wymowna jest również decyzja komitetu Naukowego UE kwalifikująca Polskę do grupy państw zagrożonych chorobą wściekłych krów. Nieodwołalna decyzja ta piętno, którym na co najmniej kilka Iat zastanie naznaczane nasze bydło, mimo że w naszym kraju nie odnatowano żadnego przypadku BSE. Nie ma wątpliwości, że swoją krzy vdzącą decyzją UE pokazała, gdzie jest nasze miejsce w szerega.
     Przy okazji opracowywanej przez rok euronormy o narzędziach chciałoby się zadać pytanie dlaczego urzędnicy Unii tracą tak wiele czasu na opracowywaniu niemających zastosowania w praktyce przepisów (np. sławetne "Szczegółowe zapisy odnoszące się do posługiwania się drabiną") i dlaczego brukselskim urzędnikom udzielono prawa narzucania krajom "15" niepraktycznych, nieżyciowych przepisów.
     Ciekawa też jestem kiedy nasze MEN dostosuje podręczniki biologii do norm europejskich, wg których marchewka nie jest warzywem, lecz owocem. Podobne przykłady radosnej urzędniczej twórczości można by mnożyć.
     Mimo że jestem przekonana o nieuchronności naszej przynależności do Unii, to uważam ją w obecnej postaci za. wielką biurakratyczną machinę marnatrawiącą publiczne pieniądze oraz narzucającą ograniczenia suwerenności małych i średnich jej członków. Ponadto obserwując poczynania naszego rządu , odnosi się wrażenie, że nieważne jest to, na jakich zasadach, lecz przede wszystkim to, kiedy znajdziemy się w szeregach Unii.
     A może mogliśmy wziąć przykład ze Szwajcarii; która wprawdzie w 1992 roku złożyła wniosek a przyjęcie do Unii, lecz później go "zamroziła". Szwajcarzy wybrali taki wariant stosunków z Unią, który zapewnia im jak najwięcej korzyści przy minimalnych ustępstwach wobec Brukseli. Przyjęli pakiet umów dwustronnych, które pozwalają im czerpać korzyści ze współpracy z Unią, nie będąc jej członkam. Porozumienia dotyczą m. in.: swobodnego przepływu osób, handlu produkiami rolnymi, transpartu, badań naukowych. Dzięki układom dwustronnym Szwajcarzy uzyskają niemal pełne prawa, jakie przysługują państwom członkowskim, nie wyzbywając się przy tym swojej podmiotowości i suwerennośći w podejmowaniu decyzji dotyczących żywotnych interesów narodowych, zarówno gospadarczych, jak i polityczaych.
     Już Owidiusz stwierdził:"Godzi się uczyć i od wraga". A cóż dopiero od Szwajcarów.

POWRÓT