Wśród nas jest wielu ludzi, którzy posiadają wielki talent. "Odkryć i dostrzec" tych ludzi trzeba. W mojej rodzinnej miejscowości żyje i tworzy pan Józef Hulka. Jest człowiekiem znanym i docenianym przez obcych, ale także i "swoich".
Urodził się 28 lutego 1926 roku w Łękawicy. Od najmłodszych lat rysował i rzeźbił. Gdy miał 18 lat wykonał rzeźbę królowej Jadwigi, która do dziś stoi w sąsiedniej wsi - Gilowicach. W czasie II wojny światowej został wysiedlony z rodzinnej wsi do woj. nowosądeckiego. Lata okupacji wywarły duży wpływ na jego twórczość (pod wpływem przeżyć z tamtego okresu powstały m. in. cykle obrazów Wysiedlenie i Oświęcim). Po wyzwoleniu Łękawicy powrócił tam. Rozpoczął pracę w Fabryce Sprzętu Szpitalnego. Nadal kontynuował swoje zainteresowania artystyczne. Uczestniczył w licznych konkursach i wystawach, gdzie zdobywał nagrody, m. in.:
- Wyróżnienie w konkursie na wyroby drewniane woj. krakowskiego (1962);
- II nagrodę w konkursie rzeźby ludowej w drewnie woj. katowickiego (Bielsko - Biała 1972);
- IV nagrodę w konkursie na pamiętniki twórców ludowych (Warszawa 1974);
- III nagrodę w konkursie "Współczesnego malarstwa na tle Karpat Polskich" (Rabka 1976);
- Wyróżnienie w dziedzinie plastyki obrzędowej w konkursie "Współczesna sztuka ludowa" (Bytom 1981);
- II nagrodę zbiorową w konkursie malarstwa na szkle (Żywiec 1982);
- I nagrodę w konkursie plastyki obrzędowej (Toruń 1983);
- II nagrodę w konkursie "Demony w plastyce ludowej i obrzędowej" (Rabka 1984);
- IV nagrodę w konkursie "Współczesna rzeźba Karpat Polskich" (Nowy Sącz 1984);
- I inne.
Prócz malarstwa na szkle i rzeźbiarstwa pan Hulka zajmuje się również konstruowaniem szopek i gwiazd kolędniczych. Zajmował czołowe miejsca w organizowanych przez żywieckie Muzeum konkursach ludowej plastyki obrzędowej. Od początku lat 70. współpracował z "Cepelią". Posiada status twórcy ludowego. Jego prace znajdują się w zbiorach muzealnych w Żywcu, Bielsku - Białej, Krakowie, Warszawie, Łodzi, Nowym Sączu oraz w wielu kolekcjach prywatnych.
Razem z panem Józefem pracuje także jego żona - pani Anna Hulka. Urodziła się 12 czerwca 1925 roku w Łękawicy. Jako bibułkarka zdobyła wiele nagród w konkursach zdobnictwa bibułkowego, organizowanych przez Muzeum w Żywcu. Sukcesy męża, Józefa, sprawiły, że zainteresowała się też innymi dziedzinami sztuki ludowej: malarstwem na szkle, plastyką obrzędową i rzeźbą.
Pani Anna uzyskała m. in.:
- Wyróżnienie w konkursie Malarstwa współczesnego na tle Karpat Polskich (Rabka 1976);
- I nagrodę w konkursie szopek i rekwizytów kolędniczych (Żywiec 1977);
- III nagrodę w konkursie "Współczesna sztuka ludowa" (Bytom 1981);
- II nagrodę zbiorową w Wojewódzkim Konkursie Malarstwa na Szkle (Żywiec 1982);
- I i III nagrodę w Ogólnopolskim Konkursie Plastyki Obrzędowej (Toruń 1983);
- IV nagrodę w konkursie "Współczesna rzeźba Karpat Polskich" (Nowy Sącz 1984);
- III nagrodę w konkursie "Demony w plastyce ludowej i obrzędowej" (Rabka 1984);
- I inne.
Pani Annie i panu Józefowi poświęcono folder z cyklu Twórcy ludowi województwa bielskiego, wydany przez Dom Kultury w Bielsku - Białej oraz folder Dorobek artystyczny Anny i Józefa Hulków z Łękawicy, wydany przez Wojewódzki Ośrodek Kultury w Bielsku - Białej.
Mimo swych 75 lat pan Józef Hulka wciąż pracuje. Udało mi się jednak z nim porozmawiać o początkach jego pasji, dzieciństwie i ciekawych ludziach, których spotkał na swojej drodze.
Proszę mi powiedzieć czy już w dzieciństwie wykazywał pan uzdolnienia w kierunku plastycznym?
Tak, już od dzieciństwa interesowałem się sztuką plastyczną. Już w szkole okazało się, że moje rysunki nie są zwyczajne i proste, jak rysunki innych dzieci, ale jakieś inne, lepsze. W domu starałem się strugać pierwsze gwiazdy, rzeźby. Gdy podczas okupacji byliśmy na wysiedleniu w ziemi nowosądeckiej, w dalszym ciągu robiłem gwiazdy, zacząłem rzeźbić małe szopki, bo z czegoś trzeba było żyć, a to dawało jakieś pieniądze. Tam właściwie zacząłem naprawdę rzeźbić, co prawda nie tak jak teraz, bo nie znałem nikogo takiego, kto powiedziałby mi, o co chodzi w rzeźbie. Dziś nazywa się to sztuką ludową, ale mnie nikt nie uczył.
A po wojnie?
A po wojnie nie przestawałem tworzyć. Robiłem rzeźby innym dzieciom, zacząłem robić szopki. Był wówczas organizowany pierwszy konkurs na sztukę ludową w Żywcu, w roku 1950. Przygotowałem na niego kilkanaście rzeźb w drewnie o tematyce świeckiej. Po nim proponowano mi namalowanie obrazków na szkle, które przedstawiałyby wysiedlenie, jak nas Niemcy wysiedlali z tej wioski. Wówczas właśnie zdobyłem pierwszą nagrodę. A za dziesięć lat, w Warszawie, znów miałem pierwszą nagrodę za rzeźby i za obrazki na szkle.
Czy pamięta pan jakieś szczególne wydarzenie z dzieciństwa, które wpłynęło na pana życie?
Tak. Gdy byłem jeszcze małym chłopcem mój dziadek opowiadał mi, jak to kiedyś pojechał na Łysinę. Chyba miał sprawę do kamieniarza. I gdy szedł obok jakiegoś domu, tam w błocie leżała figurka Matki Boskiej z Dzieciątkiem. Poszedł do gospodarza i powiedział mu, że tam leży figurka Matki Boskiej i nie szkoda to po niej deptać? On by ją kupił. I mój dziadek zabrał tę figurkę do siebie. Dorobił podstawę i do dziś ta kapliczka stoi w Łękawicy. Ale mój dziadek powiedział mi, żebym ja się tą kapliczką opiekował. Więc ja ją teraz co roku maluję.
Czy w swoich pierwszych pracach wzorował się pan na kimś albo na czymś?
Nie, wszystko tworzyłem sam od siebie. Na nikim się nie wzorowałem. To nie tak jak dzisiaj, że chodzą i oglądają. Oglądać każdy może, ale robić powinien tylko ten, co potrafi.
Czy rzeźby świeckie powstawały równocześnie z religijnymi, czy też oba rodzaje mają odrębną historie?
Teraz zależy to od potrzeb, ale na początku tworzyłem głównie rzeźby świeckie, na potrzeby konkursów. To były czasy komunistyczne i niechętnie widziano sztukę religijną. Moje świeckie rzeźby przedstawiały przede wszystkim ludzi przy pracy. Dla własnych potrzeb robiłem rzeczy różne, a gdy ktoś czegoś potrzebował, to przychodził i mówił, o co chodzi. Czy do kapliczek, czy do "Cepelii" to ja dziesiątki rzeźb zrobiłem.
Teraz tworzy pan na zamówienie czy raczej "z potrzeby serca"?
Ach, rozmaicie. Te w izbie regionalnej robiłem dla siebie, a gdy ktoś potrzebuje, to i na zamówienie. Tych figur, tutaj, nie sprzedaję. Gdybym chciał je sprzedać, to już by ich nie było. Ale czasami zamawiają dla ważnych gości. Tych figur już nie ma.
A czy któreś z pańskich dzieł znajdowało się w kościele w Łękawicy?
Bezpośrednio w kościele była tylko figurka Dzieciątka na rękach Św. Antoniego. Natomiast figurka Matki Bożej w grocie przed kościołem została zrobiona przeze mnie w 1954 roku.
Rzeźbi pan w drewnie, a czy wykonuje pan też figurki gliniane?
Nie, bo do tego trzeba specjalnej gliny, a ja takiej nie mam. Po drugie - glina jak glina. A do takiej zabawy nigdy nie chciało mi się zabierać. Z drewna zawsze wychodzi mi to, co chcę. Drewno jest stałe, a z gliny? Było - rozleciało się.
A pańska żona już wcześniej zajmowała się sztuką ludową czy dopiero pan skłonił ja do tego, by spróbowała swoich sił w tej dziedzinie?
Moja żona dopiero przy mnie włączyła się do mojej pracy. Jej zawsze podobała się sztuka ludowa i początkowo tylko mi pomagała, ale potem zauważyłem, że ona tez potrafi tworzyć i zachęciłem ją, by wysłała swoją pracę na konkurs. Wiele razy była wyróżniana i nagradzana. Teraz już wspólnie sobie doradzamy i wspólnie wszystko robimy. Przeważnie ja projektuję, czasem ona. Ja przygotowuję rzeźbę, z grubsza ja obrabiam, bo drewno jest twarde, a moja żona, jak gdyby od połowy, wykańcza. Ona ma lepszy wzrok, więc później maluje te figurki, które ja zrobię. No i wszystkie ozdoby z bibuły do gwiazd kolędniczych ona robi.
Słyszałam też, że przyjmuje pan wycieczki, a w wielu ofertach biur podróży widziałam propozycję odwiedzenia izby regionalnej państwa Józefa i Anny Hulków.
Tak, różni ludzie tu przyjeżdżają. Uczniowie i nauczyciele. Ostatnio miałem gościa z Anglii, takiego młodego polityka. A dawniej to i inni przychodzili. Raz nawet był tu ktoś zza Chin, ale nie szło się z nim dogadać. Uczony był, angielski znał, ale co z tego.
Więc jak się panowie porozumiewali? Przy pomocy tłumacza?
A nie, jakoś tak na migi. A wiesz, akurat był to świąteczny okres, więc usiadł z nami do Wigilii, potem próbował coś śpiewać i się przenocował. I tak mi się życie toczy. Codziennie robię coś nowego: rzeźby, rysunki. Nigdy nie siedzę bezczynnie.
Życzę więc panu weny twórczej i dziękuję za rozmowę.
Już zdolności plastyczne pana Hulki nie są pospolite, ale należy jeszcze wspomnieć, że tworzy on również teksty kolęd, pieśni wielkopostnych i maryjnych.
Poza tworzeniem oryginalnych tekstów, pan Józef zbiera również najstarsze kolędy i pastorałki z terenów Łękawicy i okolic.
Pan Hulka zasłynął nie tylko jako twórca ludowy, ale także jako ten, który ostatni wykorzystywał swe dzieła do przedstawień jasełkowych. Także mnie zaprezentował takie przedstawienie. Sceną jest stojąca na środku izby regionalnej szopka, stylizowana na chatę góralską. W spektaklu biorą udział marionetki z drzewa lipowego, przygotowane przez małżeństwo Hulków, a ożywiane ręką gospodarza. Przedstawienie trwa około dwóch godzin, wypełnionych muzyką i śpiewem. Czasami pan Józef odkłada marionetki , a do ręki bierze skrzypce i gra stare, zapomniane melodie kolęd i pastorałek. W jasełkach nie może zabraknąć Dzieciątka, Św. Józefa, Marii, króla Heroda, aniołów, diabłów, Śmierci. Czasem jest groźnie, ale zwykle śmiesznie. Wszystkie dialogi są rymowane, a ułożone zostały przez gospodarza. Naprawdę robi to wrażenie.
Naprawdę cieszę się, że mogłam osobiście poznać tych niezwykłych ludzi. Samouków który w swym fachu osiągnęli mistrzostwo. Dziękuję im, że urodzili się w Łękawicy i że możemy być dumni z naszych SĄSIADÓW.