Szanowna Pani Dyrektor.

Przypadkowo dotarły do mnie wspomnienia o Andrzeju Heinrichu, napisane przez jego kolegę Pana Mirona Kłusaka. Notatka biograficzna nie uwzględnia działalności zawodowej Andrzeja. Warto o niej wspomnieć, bo przez ponad 20 lat pracował w Kombinacie Budownictwa Mieszkaniowego w Krakowie. Poznałam Andrzeja w grudniu 1978 roku. Jedenaście lat wspólnej pracy to duży okres aby móc poznać Andrzeja. To pod jego nadzorem powstało na terenie Krakowa i Nowej Huty wiele obiektów mieszkalnych jak również użyteczności publicznej. Pracę zawodową Andrzeja przerywały wyjazdy w Himalaje i Karakorum. Wspomnę tylko o najważniejszych sukcesach. To właśnie one rozsławiły Polskę w świecie a Andrzej był ich autorem. Jest rok 1979, żegnamy Andrzeja a przed nim czwarty szczyt ziemi Lhotse ( 8501 m ). O sukcesie tej wyprawy pisały wszystkie gazety w Polsce. Andrzej wrócił do pracy ale 7 grudnia wyjechał ponownie na wyprawę, która miała podjąć pierwszą w dziejach alpinizmu światowego próbę zdobycia zimą Mount Everestu. Cieszyliśmy się z sukcesu i wciąż czekaliśmy ale zamiast Andrzeja dostaliśmy kartkę z informacja, że zostaje na wyprawę wiosenną. Znowu sukces wyprawy ale i tym razem Andrzej nie stanął na szczycie Everestu. Któż mógł przypuszczać, że 9 lat później spróbuje pokonać Everest kolejny raz. Niestety ostatni raz.. Ale mamy 9 czerwca 1980 rok, Andrzej wraca do pracy. Pracujemy, wznosimy nowe budynki, a sierpień 1980 roku zbliża się z nowymi wydarzeniami. Pojawiają się w prasie pierwsze doniesienia o „przerwach" w pracy. Andrzej zaciera ręce i powtarza „coś się dzieje, nareszcie coś się dzieje". 24 września 1980 roku lokalna prasa donosi, że na wniosek załogi KBM powstał komitet założycielski NSZZ „Solidarność" Pracownicy zbiorowo wstępują w szeregi nowego Związku a Andrzej jest w swoim żywiole. Jest początek 1981 roku, coraz częściej słyszymy o elementach antysocjalistycznych działających w Polsce. Andrzej ponownie wyjeżdża Najpierw sukces -Masherbrum zdobyty. I potworna tragedia z trzech zdobywców szczytu tylko Andrzej ocalał. Dwóch kolegów ginie na grani Masherbrumu. 11 października wielkie święto dla naszego Kombinatu. W kościele w Bieńczycach poświęciliśmy nasz sztandar „Solidarności". Cieszyliśmy się tym faktem dwa miesiące. 14 grudnia 1981 roku wspólnie z Andrzejem pakujemy sztandar w szary, pakowy papier. Andrzej zanosi sztandar do kościoła w Bieńczycach. Mamy nadzieję, że Proboszcz Gorzelany zdoła go uchronić. Zdążyliśmy w ostatniej chwili. Dwa dni później o pierwszej w nocy w całej Nowej Hucie wyją syreny w kościołach biją dzwony. Wszyscy wiemy co to oznacza. Pacyfikacja Huty. Żyjemy i pracujemy w stanie wojennym. Andrzej uczestniczy we wszystkich pochodach, które najczęściej kończą się licznymi aresztowaniami i polewaniem z armatek wodnych.
Ksiądz Kazimierz Jancarz skupiał na mszach świętych „Za Ojczyznę" tysiące robotników Nowej Huty i Krakowa. Spotykaliśmy się w Mistrzejowicach w każdy czwartek. To na prośbę księdza Jancarza, Andrzej organizował prelekcje z pokazem przepięknych slajdów z wypraw w Himalaje i Karakorum. Po zniesieniu stanu wojennego rozpoczęło się pasmo sukcesów Andrzeja. Dokonuje pierwszego wejścia na szczyty Batura III i IV, a rok później zdobywa Satopanth i cztery inne szczyty w Himalajach Garhwalu. 15 lutego 1985 roku osiąga zimą szczyt Cho Oyu ( 820Im ). W 1987 roku Andrzej przesyła nam pozdrowienia z zimowej wyprawy na K2. rok później jeszcze jedna wyprawa. O mało nie kończy się tragicznie. I w końcu cel jego życia Mount Everest. Śledziłam przygotowania do tej wyprawy dzień po dniu. Kilka lat przed tą wyprawą Andrzej powiedział „nie chciałbym umierać w domu, w łóżku, z kapciami na nogach" - „jeśli już to tylko tam". I tam pozostał tak jak chciał.
Pani Dyrektor ! Nie wiem, czy moje słowa przekonają Radnych miasta Żywca, że Andrzej Heinrich zasługuje na pamięć następnych pokoleń. To człowiek, który tworzył polski
himalaizm. Jego nazwisko pojawiało się w wieli publikacjach polskich i zagranicznych. Nie zapomnijmy o Nim. To nazwiska słynnych ludzi powinny być ozdobą miasta Żywca. Naszej młodzieży nie nauczymy szacunku do drugiego człowieka ani szacunku do własnej historii jeśli wytapetujemy nazwy wszystkich ulic, placów i budynków nazwami z encyklopedii botanicznej. To nazwiska mądrych, dobrych i godnych naśladowania ludzi dają szansę, że nasze przyszłe pokolenia także coś w życiu osiągną.

Elżbieta Słupek